wtorek, 12 stycznia 2010

Czarny lód - black ice

Czarny lód – „black ice” – tak Irlandczycy nazywają śmiertelne zagrożenie, które stanowią drogi w warunkach gołoledzi. W kraju pozbawionym poboczy jeżdżenie jest jedyną formą przemieszczania się. Chodzić to mogą owce, krowy i zegarki. My jeździmy. To znaczy nie jeździmy, bo jest obecnie klęska żywiołowa.
  
Można się wściekać na autobusy, które nie przyjechały, samoloty, które nie przyleciały, czy samochody, które nie ruszają pod górkę, bo na letnich oponach nie ruszą pod górkę po prostu.

Epoka lodowcowa, która nadeszła na kilka ostatnich dni do Irlandii śmieje się z  globalnego ocieplenia. Te kilka dni pokazało, jak to my – Polacy - wszystko wiemy lepiej, umiemy najlepiej a radzić sobie potrafimy w każdych warunkach. Nawet na jezioro skute lodem byśmy wjechali traktorem, taka nasza ułańska fantazja. Co, ja nie wjadę? A jezioro nieprzyzwyczajone do ułanów, bo pierwszy raz w życiu lodem skute.
  
Czytałem komentarze pod artykułami na macierzystym portalu i nie mogłem. Ale pojechaliśta Angolom i Irolom! Że u nas w Polszcze to śniegi po pas, zaspy i odcięte wioski, że pługi, łopaty i rakiety śnieżne. Że prawdziwej zimy nie widzieli. Że wojsko wołają do pomocy, chociaż tam wojska żadnego ni ma. A one tam na tych wyspach to durne kmioty i barany i jeździć nie umią, że robią cyrk bo kilka centymetrów spadnęło.
  
Odpowiednie służby tu nie miały kiedy zaspać, bo sól się cała wysypała w trzy dni a na cały rok miało starczyć. Pługów nie mają, bo zim tu nie było, więc traktory John Deere z zamontowanymi szczotami odgarniały śnieg z pasów startowych, żeby te kilka samolotów odleciało jednak. Starali się... Słonego piasku znad morza nie przywieźli, bo nikt im nie powiedział, że tak też można. Autobusy niektóre jeździły – głównie kierowane przez słowiańskich kierowców. Irlandczycy odmawiali pracy w takich warunkach, bo jest „black ice” – czarny lód. Bo woleli pójść do pubu wcześniej niż zwykle zamiast narażać się na stresy. Bo i po co? Po co się martwić, skoro śnieg stopnieje zaraz i tak? „Czarny lód” to tu tak samo dobry powód, żeby nie pójść do pracy jak „zatrułem się” – „I’m sick” (bo wczoraj było kawalerskie Darrena na przykład). Po co się martwić?
  
Dlaczego Polak pracuje w takich warunkach? Bo tak się nauczył? Tak samo jak narzekać i marudzić. A dlaczego Irlandczyk robi sobie wolne? Przecież jest ślisko – mogę się zabić! Wolę na luzie spędzić ten dzień, coś w domu się znajdzie do jedzenia, a w pubie do picia. Prawda, że te dwa narody są podobne do siebie? Jak dwa płatki śniegu!

Spotykam Stevena, pali przed pubem papierosa. Codziennie robi dostawy warzyw do sklepu, w którym kiedyś pracowałem. Nawet w niedzielę. „Day off?” – pytam. “Black ice” – palec Stevena wskazuje ulicę i wraca do ust razem z papierosem. Dwa lata temu, kiedy też spadło trochę śniegu rozmawialiśmy o oponach zimowych, ten wynalazek był mu oczywiście znany, ale nie uważał, że to jest mu tu potrzebne. Tak samo i teraz nie potrzebuje zimówek. A co źle mu?
  
Znajomi z Polski wietrzą interes na następną zimę. Co za głupki. Tylko głupi tu zimówki kupi na te kilka dni. Nie lepiej ten czas spędzić na luzie? Irlandczycy polewali wodą z czajnika szyby i zamrożone zamki w autach, bo najwyżej jutro zrobią to samo, a pojutrze mróz pójdzie precz i zakwitną nowe kwiatki. Zimy w Irlandii nie mierzy się polskimi mądrościami. A bączki można kręcić na każdym osiedlu.
  
Obrazki z Większej Wyspy były bardzo nośne, dlatego ogólna europejska katastrofa rozprzestrzeniła się w mediach również na Irlandię. Ale my tu siedzieliśmy sobie kilka dni w pubach, piliśmy Guinnessa, oglądaliśmy w telewizji atak mrozu w Anglii, Szkocji, Walii i USA i cieszyliśmy się, że u nas był tylko „black ice” a lotnisko zamknięte było tylko przez jeden dzień.

Dzieciaki mają wolne jeszcze do czwartku, ale wolą grać w domu na PS3 podłożonych pod choinką przez rodziców zamiast rzucać się śnieżkami. Dziadek Mróz, albo przynajmniej Mikołaj - gdyby tu chciało im się zajrzeć - przynieśliby im może coś lepszego pod choinkę, a może nauczyliby tych małolatów lepić bałwany, a tak - w ich zastępstwie - prezentowały im to nasze dzieciaki. Ale im nie chciało się toczyć kul, przynosili śnieg w garnkach. Głupie, co?
  
Bałwany śniegowe po jednej nocy zamieniły się w brudne nieforemne śniegowe kukły na osiedlu pełnym chlapiącej brei, po której na letnich oponach też trudno jeździć. Pozwalają zatęsknić za prawdziwą zimą w Polsce. Aby do wiosny. W Irlandii już jest po zimie.
pendragon
0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O CZYM JEST TEN BLOG

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...